Ostatnia Choinka
Śnieg padał jak nigdy w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Duże płatki spływały powoli jakby miały zatrzymać się na chwilę, by później wolno opaść na ziemię. W ten cichy wigilijny wieczór, wąską uliczką strzeleckiej starówki, szedł wolno starszy pan. Nazywał się Szymon Sułko. Życie w ostatnim czasie nie rozpieszczało go. Od kilku miesięcy był bez pracy. Został zwolniony ze względu na częstą nieobecność w pracy, spowodowaną chroniczną chorobą. Ubrany był w cienki ciemny płaszcz. Kołnierz, postawiony wysoko zasłaniała chudą, bladą, nieogoloną twarz. Jego sylwetka przesuwała się prawie bez szeleśnie po śniegowym dywanie. Słyszał jedynie jak każdy jego krok powodował skrzypienie śniegu pod podeszwami. Patrzył spod opuszczonej głowy na mijane okna kamienic, z których na przemian dolatywały nuty wigilijnych melodii przeplatane z wesołymi rozmowami dzieci, które z niecierpliwością wypatrywały pierwszej gwiazdki na niebie. Myślami były przy swojej chorej córce, która również czekała na obiecane świąteczne drzewko. Łzy cisnęły mu się do oczu na samą myśl o rozczarowaniu ze strony Honoraty, jakiego dozna kiedy powróci do domu. Ostatnie pieniądze jakie pragnął przeznaczyć na choinkę i prezent dla dziecka, zostały mu skradzione. Szedł tak zamyślony, kiedy nagle stanął przed punktem sprzedaży wigilijnych drzewek. Sprzedawca właśnie zabierał się do zamykania stoiska, gdyż pozostało mu jedynie małe, krzywe, z rzadkimi gałązkami, niepozorne zielone drzewko. Nigdy przed tym nie widział tego człowieka w mieście. Pewnie jest z jednej z okolicznych wsi, pomyślał cicho, spoglądając na samotnie stojące drzewko. Chwilę patrzył na nie, przyrównując je do siebie i swojej sytuacji.
– wesołych Świont
zagadnął go nieznajomy ze śląskim akcentem.
– a drzewko już mołcie panoczku.
Dopiero teraz ocknął się i spojrzał na nieznajomego. Był to straszy pan z siwą prawie białą brodą z czerwoną czapką na głowie o białym pomponiku. Szeroki, jasny, barani kożuch, powodował że cała sylwetka była jak z ilustracji do opowieści wigilijnych dla dzieci. Jego twarz miła z szerokim uśmiechem, wzbudzała od pierwszego spojrzenia miłe odczucie. Para niebieskich oczu, spoglądająca na niego spod okrągłych okularów, obudziła w nim przyjemne skojarzenia biegnące w przeszłość do własnego dzieciństwa.
– wejście panołczku tyn łostatnie stromik, dom wom za pu cyny.
Dopiero teraz zrozumiał sens słów które do niego dotarły.
– no wie pan, chętnie kupiłbym to drzewko, bo jakoś tak wyszło że jeszcze nie zrobiłem tego sprawunku. Jednak skradziono mi przeznaczone na ten cel pieniądze.
Nastała krótka cisza. Przerwał ją serdeczny śmiech sprzedawcy, który przypominał mu smiech dziadka Alberta. To, na krótką chwilę sprawiło że jakieś ciepłe uczycie zagościło w jego sercu.
-jako że dzisiej je wigilijoł, dejcie co mołcie, choćby jedyn grosik – powiedział z serdecznym uśmiechem sprzedawca.
Mimowolnie sięgnął do kieszeni płaszcza. Był tam kupon totolotka jaki przed przed godziną zakupił za 5 złotych, gdy nagle poczył zimnymi palcami, mała monetę. Wyjął ją z kieszeni, wielce zaskoczony takim odkryciem. Obejrzał ją pobieżnie nie zwracając uwagi na nominał. Była to mała, żółta moneta, przypominająca mosiężne 5 groszy, która mieniła się złotymi gwiazdkami w świetle okolicznych latarni. Zastanawiał się skąd wzięła się w jego kieszeni. Wtedy przypomniał sobie jak na targu kupował od pewnej sztraszej pani ten używany stary płaszcz. Sprzedała mu go za 40 złotych. Dał jej banknot 50 złotowy. Kobiecina nie miała jednak wydać drobnych, tak więc postanowił że może resztę zatrzymać. Pamiętał dokładnie jak z wielką wdzięcznością za ten gest, dziękowała w serdeczności, składając mu życzenia świąteczne. Jej słowa utkwiły mu głęboko w pamięci.
–dziynkujam wom panołczku. Życzam wom szczynśćioł i zdrowioł no i wygranyj w totka. Zagrejcie dzisiej, to wom się pewnikym poszczyńści.
Popatrzył krótk na monetę, Pokazał ją nieznajomemu sprzedawcy na wyciagniętej ręce z lekkim wymuszonym uśmiechem
– tylko tyle mi zostało.
Powiedział tak jakby chiał się usprawiedliwić że tak niewiele może zaoferować.
Starszy pan spojrzał spod okularów z daleka i uśmiechając się odpowiedział.
– jako żech łobiecoł to tak byndzie, dejcie tego grosika i biercie choinecza do dom.
Podał mu monetę, kładąc ją na jego wyciągnietej ręce. w tym momencie poczuł jakieś ciepło, które emanowało z jego dłoni. Nie mógł stwierdzić czy to ze względu na to że, jego palce były zmarznięte, czy też od sprzedawcy biło takim przyjemnym ciepłem.
Nieznajomy podnióśł monetę ku gorze, pod światło, przyglądając jej się uważnie. Cały czas uśmiechając się tajemniczo. Nagle, wyciagnął rekę w kierunku swojego rozmówcy z tymi słowami.
– wjycie panołczku, dzisiej je wigilioł, joł chcam zrobić tyż cojś dobrego.
Kuknicie na tyn pjynionżek. Łon je ze złota, ni mogam tego wziońć. Biercie go nazołt. Przedejcie go abo zostołwcie se na pamiontka.
Szymon wziął z powrotem podaną monetę, tym razem przyglądając się jej uważniej. Chcąc dokładnie sprawdzić słowa nieznajomego sprzedawcy, obrócił się pod światło latarni obracając monetę we wszystkie strony. Trwało to małą chwilkę. Odwrócił się ponownie do swojego rozmówcy by mu podziękować, ale jego już nie było. Przy słupie ogłoszeniowym gdzie znajdowało się stoisko, pozostała jedynie mała choinka. Rozglądnął się wokoło, nikogo nie mógł jednak zauważyć. Wydawało mu się że to sen. Jednakże samotnie stojąca obok choinka, przeczyła tym myślom. Nie pozostało mu nic innego jak zabrać drzewko i wracać do domu.
Mieszkał w małym mieszkanku, tuż obok miejskiego ratusza. Od kilku lat żył jako wdowiec z siedmioletnią córka. Gdyby nie pomoc sąsiadów, już dawno odebrano by mu dziecko. Szedł z choinką pod pachą, myśląc o strojeniu drzewka i przygotowaniach wigilijnej wieczerzy. Jakie było jego zdziwienie kiedy pod drzwiami do mieszkania zobaczył wielką żółtą paczkę, zawiązaną niebieską wstążką. To dopiero niespodzianka, pomyślał podnosząc ją spod drzwi. W tym samym momencie drzwi otworzyły się, a w progu stanęła jego matka z Honoratką na rękach. Przez głowę przeleciało mu tysiące myśli. W jego oczach pojawiły się łzy szczęścia. Bez słowa objął w ramiona ich oboje wchodząć do mieszkania. To była najszczęśliwsza wigilia w jego życiu.
Ale o tym dowiedział się tydzień później, kiedy sprawdził liczby na kuponie totolotka. Był milionerem. Tak oto dziwne spotkanie w wigilijny wieczór sprawiło że los uśmiechnął się również do niego.
Autor Norbert Wacławczyk